poniedziałek, 2 marca 2015

Rozdział I "Ja, Garfield i pierwsza zmiana"

Tytuł historii -If I can  (jeśli mogę)
Liczba rozdziałów-2
Tytuł rozdzialu- "Ja, Garfield i pierwsza zmiana"


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



Budzę się z poczuciem, że ten dzień nie będzie należał do udanych. Moja głowa pęka z bólu, a gdy wstaję z łóżka tracę równowagę i uderzam kolanem w szafkę. Przeklinając w duchu czwartkowe poranki wskakuję pod prysznic i pozwalam, żeby wodna mgiełka otoczyła moje ciało. Zakładam jeansy, t-shirt z Garfieldem od którego chyba się uzależniłam i  powyciąganą bluzę z kapturem. Siadam przy stole, a Olga z przyklejonym uśmiechem serwuje mi tosty z dżemem. Skubiąc jednego obserwuję jak tata dosłownie wpada do salonu z rozanieloną miną i komórką przy uchu. 
-Będę czekał-mówi do kogoś, a potem napotyka mój wzrok. 
-Muszę kończyć -szepcze nerwowo
-Violu! -woła teatralnie-Dziś tak wcześnie? 
Wzruszam ramionami. 
-Smakują? -pyta wskazując na tosty, z których jeden udało mi się nadgryźć. 
Kiwam głową. 
-To świetnie. Olga zrób mi kawy, ale takiej mocnej! -prosi, posyła mi uśmiech i chce zniknąć w gabinecie, ale postanawiam być okrutna i mu przeszkodzić. 
-Tato chciałabym się przejść. 
Odwraca się i unosi brwii. 
-Masz dziś lekcje. 
-Za 3 godziny-odpowiadam. 
-Nie Violu, lepiej się poucz. 
-Tato -zaczynam zmęczonym głosem. 
- Violetta -mówi twardo. 
-Nawet jeżeli bym chciała to już żywcem nie mam czego! 
-Coś się znajdzie-uśmiecha się 
-Co każesz mi wykuć ile ryżu spożywa przeciętny człowiek w każdym państwie świata? -pytam ironicznie. 

Pięć minut potem siedzę w swoim więzieniu i przeglądam Google w poszukiwaniu danych. Po co ja to mówiłam? Uderzam głową w blat stołu i od razu tego żałuję, bo czoło przeszywa mi ból. Chwytam pamiętnik i zaczynam szkicować jak opętana. To zwykle pomaga mi się uspokoić. Nie tym razem. Złość jest zbyt silna. W rozpaczy ciskam pamiętnikiem o łóżko i jęczę z bezsilności. Ale czy napewno nie ma rzeczy, którą mogę zrobić? Coś zaczyna kiełkować w mojej głowie. Coś co sprawia, że chwytam torbę i cicho wymykam się z pokoju. Ostrożnie stawiam stopy na schodach i krzywie się przy każdym skrzypnięciu. Przemykam się przez salon, gdy nagle z kuchni wyłania się miotełka od kurzu. Wykonuję skok godny prawdziwego tajnego agenta za kanapę i patrzę jak niebieskie buciki Olgi wędrują przez pokój co raz bardziej zbliżając się do mnie. Nucenie jest co raz głośniejsze. Niewątpliwie zaraz zostanę odkryta, ale boję się drgnąć. Nerwowo przełykam ślinę. Gdy brakuje centymetrów do mojej kryjówki, buty raptowanie stają i rozlega się głośne westchnienie Olgi połączone z narzekaniami. Kobieta szybko znika w kuchni, a ja wiem, że teraz albo nigdy.Zrywam się na nogi i wypadam za drzwi. Jeszcze furtka i jestem! Wolność! Pierwszy raz odważyłam się zrobić coś takiego i gdy stoję na skąpanej w słońcu ulicy czuję rozpierającą mnie energię. Biegnę przez park, wdycham morskie powietrze i pozwalam sobie na uśmiech. Na jakimś stoisku kupuję,  od kobiety z bardzo dużymi oczami w okularach, czekoladowego batona. Szaleć to szaleć. Gryząc pyszną słodkość pozwalam sobie na chwilę marzeń. Zatapiam się w myśli wyobrażając sobie, że dzisiaj nie wrócę do domu. Że wybiorę się do portu, wkradnę się na jakikolwiek statek i popłynę do kądkolwiek, byle dalej od takiego życia. Zastanawiam się co by zrobiła mama i jak moje życie wyglądałoby gdyby żyła. Ostatnio myślę o niej co raz częściej. 
-Tęsknię-mówię cicho i kładę dłoń na klamce. 
Na klamce?! Nagle uświadamiam sobie, że w parku to ja już napewno nie jestem. Przede mną są spore,  mahoniowe drzwi z żelazną klamką. Stoję na ostatnim stopniu schodów, wewnątrz jakiegoś starego osiedla? Nie jestem pewna. Jak się tu znalazłam? Odwracam się i staję oko w oko ze wściekłym facetem (lat około 40, niski, z rzadkimi włosami i w czarnym, zdecydowanie za ciasnym mundurze z napisem "ochrona". Oj). 
-Tu nie wolno przebywać! Jak żeś tu wlazła?! 
Nie wiem. Chcę powiedzieć, ale głos staje mi w gardle. Jest tu jedna brama, ale za wysoka by ją przeskoczyć,a przeciśnie się przez nią najwyżej jakaś mucha. Mimo, że do grubych nie należę to nie ma możliwości, żebym się tu dostała. Przechodzi mnie dreszcz. 

-Gadaj! Kim jesteś? Jak tu weszłaś?! -facet chyba jest trochę wystraszony. 
-Nie wiem-mówię tylko. 
-Zobaczymy jak długo nie będziesz wiedziała- prycha. 
Chwyta mnie za rękę i ciągnie do bramy, którą otwiera specjalną kartą. 
-Przy szefie dwa razy wszystko wyśpiewasz-obiecuje mi mężczyzna. 
Wypycha mnie na zewnątrz i chce zamknąć bramę za nami, ale coś nie ma ochoty działać. 
-Nawet nie próbuj wiać-ostrzega i puszcza moje ramię. 
Dzięki za pomysł. Natychmiast zaczynam biec na oślep. Byle jak najszybciej, byle jak najdalej. Zaraz rozlega się krzyk:
-Wracaj! 
Cała się trzęsę, ale nie zwalniam. Nie mam pojęcia co się dzieje. Wiem tylko, że muszę uciekać. Wypadam na jakieś skrzyżowanie. Czuję, że facet jest tuż tuż, gdy nagle dostrzegam podjeżdżający na pobliski przystanek autobus. Rzucam się w tamtym kierunku choć nogi zaczynają odmawiać mi posłuszeństwa. Przebiegam ulicę na czerwonym powodując wrzaski i piszczenie hamulców, ale jestem zbyt przerażona wypadam na chodnik i odwracam się, ale facet też ma w nosie przepisy drogowe.  Jest tuż za mną. Biegnę szybko, ale jestem zmęczona. Drzwi autobusu otwierają się. Ludzie wchodzą i wychodzą. Jestem tak blisko, gdy potykam się. Ląduje z twarzą na chodniku czując, że to koniec. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej! To mój pierwszy rozdział, na moim pierwszym blogu z opowiadaniem. Dlaczego właśnie fioletowa tematyka? Ponieważ jestem ogromną fanką tegoż serialu i prowadzę już jednego bloga o nim, z tymże informacyjnego. Mam nadzieję, że wymyślona przeze mnie historia przypadnie wam do gustu. Już niedługo kolejny rozdział. Więc, do zobaczenia! 

Sophi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz