piątek, 6 marca 2015

Rozdział 2 "Kolejna rysa i maska"

Tytuł historii -If I can  (jeśli mogę)
Liczba rozdziałów-2
Tytuł rozdzialu- Kolejna rysa, maska




~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Słyszę kroki tuż za sobą i myślę o tym jakiego mam pecha. 



Drżę, przygotowując się do starcia z tym strażnikiem. Podnoszę się z trudem, ale nie widzę nikogo za sobą. Przez chwilę nie jestem pewna co się wydarzyło, ale po kilku sekundach dostrzegam sylwetkę, goniącego mnie wcześniej
 mężczyzny,  stojącego teraz na pasach. Wykłóca się z jakimś facetem w skórzanej kurtce, który wyskoczył z czarnego mercedesa.Chyba robi się niezła awantura. To moja szansa. Biegnę tak szybko jak tylko mogę. W ostatniej chwili dopadam do autobusu i wskakuję do środka,  przez zamykające się drzwi. Napotykam co najmniej zdziwione spojrzenia innych pasażerów. Posyłam im nienaturalny uśmiech i opadam na wolne miejsce przy oknie. Oddycham ciężko, a serce tłucze mi się w piersi. Muszę popracować nad kondycją. Wysiadam na następnym przystanku. Powód? Dom jest dokładnie w przeciwnym kierunku. Wzdycham i rozglądam się zdezorientowana. Nie kojarzę tego miejsca, ale w sumie to nic dziwnego. "Mniej więcej" znam tylko moją dzielnicę. W sumie, dziś jednak mam szczęście. Objawia się, gdy właściwy autobus przyjeżdża niemal natychmiast i udaje mi się przejechać "na gapę " całą trasę do domu. Marzę tylko o tym,aby zwinąć się w kłębek na łóżku. Wkradam się do ogrodu i postanawiam wejść bocznymi drzwiami, od kuchni. Otwieram je rozglądając się na boki. Szybko zamykam je za sobą.
-Gdzie byłaś? -cała drętwieje, a włosy jeżą mi się na karku.
Jest zły. Bardzo zły. Wyczuwam to w jego dziwnie spokojnym głosie.
Spoglądam mu w oczy i widzę w nich rosnącą furię. Nie jestem wstanie otworzyć ust.Powinnam wymyślić jakąś ripostę, albo chociaż dobrą wymówkę, ale w tej chwili żaden dźwięk nie chcę przejść przez moje gardło.
-Odpowiedz Violetta. Gdzie byłaś?
-Na spacerze -wykrztuszam
-Dlaczego wyszłaś chociaż ci zabroniłem?
-Bo wszystkiego mi zabraniasz.Tak się nie da żyć! -wypalam i szybko uciekam do pokoju.
- Violetta wróć tu!
Ani myślę.
-Za 10 minut masz lekcje z Isabelle!
O nie. Kolejne 2 godziny z tą wariatką i oszaleję.
-Potem sobie porozmawiamy!-krzyczy

***
Isabelle jest jak zwykle straszna. Nudzi coś i ględzi o historii Argentyny,przerywając od czasu do czasu tekstami:"siedź prosto",  "nie podpieraj się ", "łokcie ze stołu"
"nie ziewaj", "skup się dziewucho " itp. Olewam ją, jak zwykle, a na pytania odpowiadam:
-Nie wiem, pani isabucho.
Już jakiś czas temu uznałam, że jeżeli ja jestem  "dziewuchą ", to ona jest zdecydowanie "isabuchą". Potem słyszę jak wypłakuje się Oldze, że jestem szatańskim pomiotem. Olga też za nią nie przepada, bo Isabucha ciągle ją poprawia, a poprawianie i krytyka to rzeczy, których Olga nie znosi. Mnie traktuje jak zło konieczne, do przełknięcia. Podobnie jak Ramallo, pomocnik taty. Taty, który patrzy na mnie z rozczarowaniem.
-Violetto, chcę ci coś powiedzieć.
Tak, tak wiem.
-Poznałem kogoś?
Czekaj moment.
-To kobieta.
....
-Bardzo dobrze się dogadujemy, więc zaprosiłem ją tu dziś na kolację. To dla mnie bardzo, bardzo ważne.
Co?  Co ty mi chcesz powiedzieć? Mój ojciec ma randkę? Co?!
Właściwie to nie jestem pewna, co dokładnie czuję.
-Co to ma znaczyć? -mówię.
-Chcę żebyś ją poznała. Bo Melisa, będzie teraz częstym gościem w naszym domu. Stanie się częścią naszego życia.
-Tato!
Nie mogę opanować gniewu.
-Co ty sobie wyobrażasz?! Nagle przyprowadzasz do domu kobietę, o której pierwszy raz w życiu słyszę i mówisz, że będzie częścią mojego życia?!
- Violetta... ona jest... jak się to mówi.. moją.... dziewczyną?
Dziewczyna  mojego taty, pięknie!
-Nie wierzę w to! Jak ty w ogóle...
- Violetta uspokój się w tej chwili!
-Nie! Nie będę spokojna! Nic nie powiedziałeś! Ani słowa! A teraz... nagle!Ja...  I jeszcze tu przyjdzie na kolację!
-Violu... -zaczyna
-Dlaczego nic nie mówiłeś?
Ma gotową odpowiedź.
-Nie wiedziałem czy coś z tego wyjdzie. Nie chciałem ci mówić, bo nie wiedziałem, czy to nagle się nie skończy. Po co miałem ci zawracać głowę?
-Choćby po to by zapytać jak ja się z tym czuję?! -jestem wkurzona, oj jestem.
-Wybacz Violetto, ale ja nigdy nie zamierzałem -robi pauze-i nie zamierzam prosić cię o zgodę. To moja decyzja i moje życie. 

-Ale ja jestem jego częścią, nie możesz takich decyzji podejmować ot tak! -z trudem powstrzymuje cisnące mi się do oczu łzy.
-Właśnie, że mogę. Jedyne o co cię proszę, to o to żebyś zachowywała się przyzwoicie, gdy ona tu przyjdzie.
Przesłyszałam się, czy on naprawdę to powiedział?
-Więc mam akceptować wszystko co robisz bez gadania?!!-wściekłość rozsadza mnie od środka.
-Tak właśnie!Masz zachowywać się porządnie.Nie przynieść mi wstydu -uśmiecha się.
Drżę na całym ciele.
-Nie wierzę w to! Nie wierzę! Jak możesz?!
Unosi brwi.
-Więc nie obchodzi Cię to jak się czuję?! -krzyczę.
-Violetto to nie tak...
-A jak?! -już nie powstrzymuję cisnących się do oczu łez.
-Do tej pory myślałam, że mnie kochasz! Że robisz to wszystko co robisz, żeby mnie chronić, bo jestem dla ciebie ważna! Teraz wiem... wiem, że się myliłam. Nic, a nic cię nie obchodzę. Tylko się boisz. Boisz się, że zrobię ci wstyd!
Ale dobrze, nie musisz się mną  martwić.  Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy!
Wbiegam na górę i zamykam się w pokoju, a w uszach dudni mi jego odpowiedź.
-Będę...
 Gdybym miała kogoś, kto by w tej chwili mnie obją. Tak bardzo tego teraz potrzebuję.
-Mamo-szepczę przez łzy osuwając się na podłogę.
-Mamo pomóż mi... proszę... Gdybyś tu była...  wszystko byłoby inne. Tak bardzo za tobą tęsknię... jestem...  sama,  wiesz?

Drżę. 
- Nie mam nikogo. Taty nie obchodzę. Potrzebuję cię. Bardzo. Chcę żebyś tu była. Mamo... pomóż mi... nie chcę być sama... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz